Podróż w czasie do Hedeby

Dziś przed Wami stroje, które wyszły spod ręki niezwykle utalentowanej Kasandry z Rekodzieło Kas!

Stroje z Hedeby autorstwa Rekdzieło Kas

Założeniem jej pracy była rekonstrukcja strojów z Hedeby, historycznej osady średniowiecznej, największego miasta nordyckiego czasów wikingów i jednocześnie najstarszego (obok Ribe) miasta duńskiego. Hedeby wspomniane jest w kronikach po raz pierwszy w roku 804. Położone było u nasady Półwyspu Jutlandzkiego, w miejscu dogodnej przewłoki między przesmykiem Schlei i rzeką Treene. Dzięki niej droga z Europy Zachodniej ku krajom nadbałtyckim mogła być znacznie skrócona, z pominięciem niebezpiecznych dla żeglugi zachodnich i północnych wybrzeży Jutlandii. Hedeby było ważnym targiem i portem. Odkrycia archeologiczne ujawniły zarazem, że już w IX w. było znacznym ośrodkiem wytwórczości rzemieślniczej.

Pierwszy ze strojów, które uszyła Kasandra, to męska tunika oparta na interpretacji znalezisk fragmentów tuniki z Hedeby z X wieku wraz z szarawarami. Tunika jest rozszerzana na dole, z czterema klinami i małą kieszonką.

Kaptur to również znalezisko z Hedeby. Historycy i archeologowie nie są jednak do końca zgodni, że był to rzeczywiście kaptur. Pojawiają się głosy, że mogła to być również dziecięca sukienka.

Suknia damska to interpretacja Kasandry bazująca na tunikach z Danii i okolic, uszyta z naszej pięknej, rudej wełny. Ma bardziej anatomicznie wszyte rękawy oraz 4 kliny rozszerzające ją w dół – podobnie jak w tunice.

Opis stroju Kas znalazła na blogu „Project Broad Axe”, a zdjęcia fragmentów znalezisk w „Textilfunde aus Haithabu” Ingi Hägg.

Jak można się spodziewać po tak starych tekstyliach, jak stroje z Hedeby, wiele z nich jest bardzo zniszczonych, co sprawia, że praca nad ich interpretacją jest trudniejsza. Niektóre elementy są prawie nie do odróżnienia, jeśli chodzi o to, do jakiej części stroju należały – jak na przykład wcześniej wspomniany fragment „kaptura”, który wywołał wiele dyskusji wśród badaczy w ostatnich latach. Kluczem do ich odtworzenia są niezwykle staranne badania, łączące archeologię konwencjonalną z archeologią rekonstrukcyjną.

Wiele ubrań znalezionych w Hedeby zostało skrojonych tak, aby pasowały do ciała. Historycy i archeologowie zwracają uwagę na fakt, że nie dość, że każdy element garderoby pełni określoną funkcję, to sposób ich wykonania świadczy o rozwoju rzemiosła krawieckiego – wykroje nie opierają się już wyłącznie na prostopadłościennych materiałach, ale wykorzystują kawałki cięte po przekątnej, aby stworzyć odzież ściślej przylegającą, bardziej funkcjonalną. Liczne pozostałości potwierdzają bardziej wyszukane cięcia i kształty, również z dodatkiem klinów, aby uzyskać dodatkową szerokość.

 

Warto zauważyć, że jak w przypadku każdej mody w historii, również w modzie skandynawskiej z epoki wikingów można wychwycić wyraźne różnice regionalne. Podczas gdy większość współczesnych ludzi ma zwykle ogólne pojęcie o tym, jak wyglądałby skandynawski mężczyzna czy kobieta z epoki wikingów, niewielu bierze pod uwagę różnice w zależności od okresu i lokalizacji. Innymi słowy, człowiek najeżdżający Lindisfarne w 793 roku wyglądałby zupełnie inaczej niż mieszkaniec Haithabu (Hedeby) walczący o swój dom z Haraldem Hardradą w 1050 roku.

Mając to na uwadze, zwykle spoglądamy na ogólny motyw przewijający się w męskich tunikach i kobiecych sukniach z epoki wikingów, niezależnie od lokalizacji lub skali czasu. Kwintesencja męskiej „tuniki wikingów” generalnie składa się z prostokątnego korpusu – z jednego kawałka lub z przodu i z tyłu – połączonych na ramionach, prostego otworu na głowę, trapezowych rękawów z kwadratowymi klinami pod spodem dla mobilności i wydłużonych trapezowych klinów po bokach. Ten styl tuniki był używany w takiej czy innej formie w większości Europy przez kilkaset lat epoki wikingów. Tunika Haithabu znacznie wyprzedzała swoje czasy, z wyszukanym asortymentem klinów, wszytymi, zaokrąglonymi pachami, a nawet kieszenią wbudowaną w jeden ze szwów.

 

Słowem zakończenia, kilka słów od Kas o tym jak pracowało jej się z naszymi tkaninami:

Przede wszystkim jestem niesamowicie wdzięczna za możliwość przetestowania tkanin. Nieczęsto ma się taką okazję. Tym bardziej się cieszę, że jest to polska produkcja. Same tkaniny to na prawdę dobry wyrób. Praca z nimi to czysta przyjemność. Bardzo doceniam, że żadna z nich nie gryzła – ogólnie mam problem z wełną, bo moja skóra większości wełnianych tkanin nie lubi, momentalnie mnie gryzie. A przecież ubrania wykańczałam ręcznie, więc długi czas miałam je na kolanach. Na szczęście – pomimo wysokiej zawartości wełny oraz zbitej struktury – nic nie gryzło. Dobra wieść dla ludzi problematycznych!  Tkaniny dobierałam tak, by móc „pomacać” różności, kwestia historyczności koloru była dla mnie drugorzędna – mam nadzieję, że ultrasi mi wybaczą!  Tkaniny miały różne faktury i gramatury i mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że wszystkie nadadzą się do rekonstrukcji.